Składniki świetlnej struny
|
|
Struna światła w oryginalny i szlachetny sposób przepuszcza sprzeczności i konfiguracje polskiego patriotyzmu. Jest w uczciwy poetycko sposób polska. KAZIMIERZ WYKA
Powszechnie wiadomo, że czysty promień światła mieści w sobie całą tęczę. Promienie poezji, szczególnie młodej i debiutującej, do pewnego stopnia są do owego promienia podobne. Zawierają w sobie tęczę, ale w wyborze, tylko w niektórych jej składnikach. Chyba najwdzięczniejszym zadaniem krytyka, kiedy pojawia się nie znana dotąd „struna światła”, jest odczytać, które to składniki są w niej obecne. I dokąd promień zmierza po własnym swoim torze.
Naprzód szły elementy: woda muły niosąca
Przecież to Miłosz. Najczystszy Miłosz z Trzech zim. Identyczny jest inkantacyjny, oparty na kanwie tonicznego sześcioprzyciskowca, polskiej aluzji wersyfikacyjnej do heksametru, w ciemnym i powolnym zaśpiewie płynący tok składni. Identyczne obrazowanie, patetyczne i z samych pojęć ostatecznych złożone: elementy, woda, ziemia, smoki, powietrze, płomień, historia, milczenie, rozdział milczenia. Ażeby nie być gołosłownym, otwieram na chybił trafił Trzy zimy, bardzo dzisiaj rzadką edycję z roku 1936. Wiersz nosi tytuł Ptaki:
Niech się wypełni wreszcie południe pogardy. Jakby minęły lata i zakwitły krzyże, Wszelkich spazmów miłości zakryta pieczara,
Zgadza się. Oczywiście, że wyobraźnia Miłosza jest bogatsza i bardziej pierworodna. Gotuje niespodzianki, w ramach tej poetyki Struna światła ich nie mieści. Otwieram znów zbiorek Herberta na stronicy 29. Do Marka Aurelego:
Dobranoc Marku lampę zgaś bić I zwycięży Słyszysz szum
Przecież to Jastrun. Bardzo czysty Jastrun z ostatnich lat przedwojennych, autor Dziejów nieostygłych oraz Strumienia i milczenia. Identyczny jest sylabotoniczny, w danym wypadku jambiczny tok wersetu, wydłużony o jedną sylabę w wierszach o rymie żeńskim, również identyczne katastroficzne obrazowanie: obce niebo, ciemny lęk, kruchy ląd, żywiołów nurt, chuchać w popioły – i tak dalej.
Czerwona chmura pyłu trzeba zburzyć poranni robotnicy
Tym razem jesteśmy po stronie dziedzictwa całkowicie sprzecznego z demonstrowanym dotąd. „Czerwona chmura pyłu / wolała tamten pożar – / zachód miasta / za widnokrąg ziemi”. Całkiem dosłownie: czerwona chmura pyłu ze ściany burzonej przez robotników, usuwających ruiny w zniszczonym mieście, przypominała chwile, kiedy całe to miasto zachodziło za widnokrąg ziemi, ginęło – inaczej jak słońce, bo chyba bez nadziei powrotu porannego. Ileż więcej słów trzeba zużyć w prozie, zmuszonej nazywać i wymieniać to, co w skrócie poetyckim jest oczywiście widoczną aluzją.
w powietrzu ciężkim jak szkło ogień ziemię i wodę
II
wymyśliłem w końcu słowo byt trzeba długo żywymi rękami rozgarniać ciepłe liście zachód słońca nazwać zjawiskiem oczekujemy teraz
Zaś Kłopoty małego stwórcy to kłopoty człowieka-dziecka, który wymiarem poznawczym swoich zmysłów stwarza wymiar świata. Zmysły czynią świat małym jak laskowy orzech. Abstrakcje nie odsłaniają jego istoty, prowadzą „w pewną ciemność”. I kimże jest człowiek? Odpowiedź żarliwego, niepogodzonego sceptyka: „Szczenię pustych obszarów niegotowego świata”.
Patriotyczną kataraktę na oczach miał ten Peryklesie a tu ceglany śmieszny zgiełk i tylko może w noc w gorączce i tylko może pod księżycem Akropol dla wydziedziczonych
Najpierw komentarz historyka literatury: kiedy w roku 1904 wojska austriackie zwolniły nareszcie budynki królewskie na Wawelu, służące im dotąd za koszary, Wyspiański powziął zamiar przebudowy wzgórza wawelskiego na jakiś wielki narodowy Akropol, mieszczący w sobie akademię nauk, salę posiedzeń, poselską. Wszystko w stylu peryklejskim. Wspólnie z architektem Ekielskim poeta naszkicował serię odpowiednich rysunków architektonicznych. „Patriotyczną kataraktę na oczach miał” – więc twórca scenicznego Akropolis, związanego z tą samą okolicznością. I będącego swoistą propozycją fantazjotwórczą przetworzenia Wawelu, jego tradycji, tak jak wyobraźnia Wyspiańskiego kazała go oglądać poprzez pryzmat nocy wielkanocnej i coraz to innych epok historycznych. „Skamander płynie wiślaną świetląc się falą”. [1956]
Pierwodruk: „Życie Literackie” 1956 nr 42. Cyt. za: Poznawanie Herberta, Wybór i wstęp Andrzej Franaszek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998.
|