Herbertowe odpryski
|
|
Wieczór poezji Herberta w bazylice św. Mikołaja, u dominikanów. Mury bazyliki rozbrzmiewały wierszami, na które oczekiwaliśmy w stanie wojennym, a które tylko tu mogły być publicznie wygłaszane. ZBIGNIEW ŻAKIEWICZ
Od tego wieczoru począwszy, rozpoczęła się nasza bliższa znajomość, niezbyt długa, nawet nie dziesięcioletnia. Potem Zbigniew Herbert scedował swoje współodczuwanie na Leszka Bądkowskiego. I słusznie. Ja oddalałem się od rewirów politycznej walki. WIZYTA W MIESZKANIU MIĘDZYRZECKICH przy Marszałkowskiej, które Herbert zajmował z żoną, gdy pisarskie małżeństwo było na stypendium w USA. Jestem z czternastoletnią Zosią, Herbert trochę dla zabawy szarmancko całuje córkę w dłoń. Ta się czerwieni, bo rękę ma akurat obsypaną jakimiś uczuleniowymi brodawkami. Żona, pani Kasia, po coś wychodzi, prosząc, żeby nie nadużywać zawartości karafki stojącej na półeczce. I Herbert w ogóle nie sięga po nalewkę; później w Gdańsku zrozumiałem wagę tej wstrzemięźliwości. ZJAZD ZLP W ŁODZI W 1971 ROKU. Trzymam się Herberta i dzięki temu jestem świadkiem dwóch niezapomnianych scen. Po burzliwych obradach, kiedy to Putrament wszedł do Zarządu z przewagą jednego głosu, pożegnalna kolacja w Grand Hotelu w reprezentacyjnej sali Malinowej. Portierzy nie chcą wpuścić Putramenta, bo nie wziął zaproszenia. – Jestem Jerzy Putrament – grzmi, czerwieniejąc jak pomidor, wciąż wznawiany i telewizyjnie „upubliczniany” Pucio. – No dobrze, koledzy poświadczą... – mięknie wobec nieugiętej postawy portiera. Herbert obserwuje to spod oka. – Jego szybko trafi apopleksja, z tej pychy i z tego nienażarcia – stwierdza jako rzecz oczywistą. Rzeczywiście, wkrótce Putrament przeżywa częściowy paraliż: wylew krwi do mózgu, ale żyje jeszcze parę dobrych lat. NASTĘPNY ZJAZD ZLP ODBYWAŁ SIĘ W POZNANIU. Były to już lata gierkowskiej „normalizacji”. Hotel, w którym zatrzymali się delegaci na zjazd nafaszerowano agentami SB. Na każdym korytarzu mieli swój pokój, który poznawało się po tym, że drzwi, bez względu na porę dnia czy nocy, zawsze były uchylone. Również w porze nocnego wypoczynku smutni panowie siedzieli na swym posterunku, zawsze ubrani. ZBIGNIEW HERBERT PRZYJEŻDŻA NA WYKŁADY na Uniwersytet Gdański. Aula jest pełna. Wykład wyraźnie mu nie idzie. Nie wiedziałem wówczas, że zaczyna się ta straszna cyklofreniczna huśtawka, że poeta spada w dół, w otchłanie melancholii i depresji. Potem prosi mnie o jakiegoś znajomego lekarza i żeby mu zapisać lit. CO PARĘ LAT GRUPA TWÓRCÓW związana z gdańskimi dominikanami i miesięcznikiem „W drodze” przyznaje nagrodę literacką imienia Sępa-Szarzyńskiego. Mierzyliśmy zawsze wysoko i naszymi laureatami byli między innymi Roman Brandstaetter, Anna Kamieńska, ks. Jan Twardowski, Wisława Szymborska no i oczywiście, Zbigniew Herbert. Ten zaś, jako jedyny laureat nie przyjechał na wręczenie nagrody. Pięknego ceramicznego konia z Don Kichotem, dzieło Ryszarda Stryjca, specjalny goniec zawiózł do Warszawy.
Pierwodruk: Upór i trwanie. Wspomnienia o Zbigniewie Herbercie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2000.
|
|
||||
|
||||
|