Wspomnienie z czasów jakby heroicznych
|
|
Zastanawialiśmy się, co nas czeka. Zbyszek nie był optymistą, ale miał nadzieję, że za lat kilkadziesiąt spotkamy się gdzieś na Syberii... JANUSZ ODROWĄŻ-PIENIĄŻEK
Za honorarium, które z redakcji „Przeglądu Powszechnego” otrzymywali niejacy Bolesław Hertyński i Olgierd Portycki, chodziliśmy – czasem – na lepszy obiad do jednej z ostatnich prywatnych restauracji w Warszawie, Simon i Stecki, o przedwojennej tradycji, przy Nowogrodzkiej, rychło zresztą przekształconej w zakład zbiorowego żywienia o nazwie Dzik czy Jeleń. Tam właśnie zastanawialiśmy się, co nas czeka. Zbyszek nie był optymistą, ale miał nadzieję, że za lat kilkadziesiąt spotkamy się – kto wie? – gdzieś na Syberii i w języku Puszkina – polskiego dawno już zapomniawszy – będziemy wspominali: Pomnisz, Janusz, kak my u Simona i Stieckogo biesiedowali? Powtórzył mi wtedy — także po rosyjsku – formułę pytania, jaką mu wielokrotnie – tę samą – zadawano na przesłuchaniu w lwowskim NKWD. Chodziło o przynależność do polskiej nielegalnej organizacji.
Pierwodruk: Upór i trwanie. Wspomnienia o Zbigniewie Herbercie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2000.
|
|
||||
|
||||
|